Z Dagmarą Danielczyk – Słomian, psychoterapeutą pracującą w nurcie Gestalt, o cechach wyróżniających tę metodę, wadze skupienia się na „tu i teraz” i mitach na temat sesji terapeutycznej rozmawia Monika Janiszewska.– Gestalt zdobywa w Polsce coraz większe rzesze zwolenników. Z czego wynika jego popularność?
– Moim zdaniem głównie z tego, że jest to metoda uniwersalna. Wykracza poza wąskie rozumienie psychoterapii. To holistyczny sposób widzenia człowieka, to umiejętność nawiązywania kontaktu z ludźmi, to wreszcie sztuka życia. Tak rozumiany Gestalt ma zastosowanie nie tylko w psychoterapii, ale także w pracy pedagoga, coachingu czy w funkcjonowaniu organizacji. Adresowany jest do wszystkich, którzy chcą się rozwijać, żyć pełniej i prawdziwiej. Jednym z głównych celów Gestaltu jest bowiem poszerzanie świadomości. Dążymy do tego, aby ludzie uświadomili sobie swoje emocje, myśli, doznania cielesne. Aby wprowadzić zmiany w życiu, najpierw muszą być świadomi swojego aktualnego sposobu myślenia i odczuwania. To, wbrew pozorom, nie jest wcale oczywiste. Gestalt daje nam wiedzę o nas samych. Dzięki temu poznajemy swoje pragnienia i potrzeby, ale także swoje trudności.
– Jakie są inne charakterystyczne cechy Gestaltu?
– To, co dla mnie osobiście jest bardzo cenne, to całościowe podejście do człowieka. Jako psychoterapeuta nie zajmuję się tylko emocjami czy myślami, lecz patrzę na osobę całościowo. Ważna jest zatem także cielesność, doznania fizyczne, kontekst społeczny, spostrzeżenia i duchowość. Wszystkie te elementy współdziałając ze sobą, tworzą całość. Podobnie jak środowisko klienta. Człowiek nie żyje w izolacji i nie można na niego patrzeć w oderwaniu od jego świata. Każdy nieustannie kontaktuje się z innymi ludźmi. Gestalt uczy prawdziwego kontaktu, uświadamia wewnętrzne mechanizmy, które często zmuszają do powtarzania starych wzorców zachowań. Terapeuta demaskuje nasze maski zakładane w społeczeństwie, uniki, lęki i zahamowania, po to, aby można było się spotkać prawdziwiej, zaspokoić swoje rzeczywiste potrzeby w kontaktach społecznych. Gestaltysta nie poprzestaje na wyjaśnieniu źródeł ludzkich trudności, lecz szuka z klientem nowych rozwiązań. Zawsze jednak zostawia klientowi odpowiedzialność za jego życie i podejmowane decyzje. To otwiera drogę do wolnego, świadomego i odpowiedzialnego życia. Życia w „tu i teraz”.
– „Tu i teraz”… Co to oznacza w praktyce? Mamy zapomnieć, że ojciec surowo nas karał pod byle pretekstem, a mama wiecznie faworyzowała starszą siostrę?
– Zasada ta mówi o tym, że nasze życie toczy się tutaj, w tym momencie i na tym się koncentrujemy w terapii. Jednak praca nad „teraz” nie zabrania przywoływać wspomnień, obaw czy wyobrażeń. Stają się one treścią sesji pod warunkiem, że pojawiają się spontanicznie u klienta, w danym momencie. A zatem są aktualne w danym czasie, stają się jego przeżyciem. Nie nakłaniam klienta do szukania minionych wspomnień czy – jak to ujął Fritz Perls, twórca Gestaltu – do podejmowania długich „wykopalisk archeologicznych”, lecz zajmuję się tym, co klient ma w sobie w danym „tu i teraz”.
– Terapeuta stosujący podejście psychodynamiczne powiedział mi kiedyś, z lekkim przekąsem, że sesje gestaltowskie bywają głośne i spontaniczne. Mam przez to rozumieć, że jeśli klient zechce przepracować nagromadzoną w nim złość i rozczarowanie, to dostaje do ręki poduszkę i jest zaproszony do konfrontacji? A jeśli zechce się podzielić pozytywną energią, to robi koziołka?
– Tak, jest w tym pewna prawda, choć znacznie uproszczona. Przypomina mi się sytuacja, gdy w naszym ośrodku wynajmowałam gabinet innemu terapeucie. Oglądając pomieszczenia zobaczył poduszki, materace i zaczął się śmiać, że jednak to prawda, że w gabinecie Gestalt znajdują się poduszki. Tak, czasem się przydają. Jedną z technik terapeutycznych jest eksperyment, w którym klient poproszony jest o wyrażenie czegoś poprzez zachowanie. To pewnego rodzaju doświadczenie, którego celem jest podważenie starych nawykowych wzorców zachowania i zaproponowanie nowych możliwości. Eksperymenty dają też niezliczone możliwości ekspresji siebie, swoich uczuć i potrzeb. Odwołując się do przykładu, jeśli klient nigdy nie potrafił okazać swej radości czy spontaniczności, tłumi w sobie emocje, a na sesji zrobi fikołka, to mamy sukces. Bo nawet jeśli uświadomił sobie, że tak jest, i wie już z jakich jego doświadczeń to wynika, to jeszcze nie koniec. W terapii Gestalt pracujemy nad realną zmianą czyli przykładowym fikołkiem, zrobionym najpierw w gabinecie, a potem w życiu.
– Odmitologizowałyśmy tym samym typowe wyobrażenie na temat sesji terapeutycznej.
Pacjent siedzi na kozetce i prowadzi monolog. Terapeuta w ciszy robi zapiski w tajemniczym notatniku. Atmosfera jest przyciężkawa i sztywna.
– To z pewnością nie jest scena z sesji gestaltowskich. W Gestalcie nie mówimy nawet o pacjencie. Osoba zgłaszająca się na terapię jest klientem. Terapeuta to nie wszechwiedzący lekarz, który przepisze receptę i wie lepiej. Gestaltysta jest zawsze w kontakcie ze swoim klientem. Nie tylko uważnie go słucha, lecz również odpowiada, żywo reaguje. To dialog, nie monolog. Terapeuta nie wie lepiej, czego chce klient. On pomaga zrozumieć klientowi jego potrzeby, towarzyszy mu w drodze poszukiwania siebie. Poza tym terapeuta Gestalt ma cały szereg twórczych technik, z których korzysta, gdy jest to potrzebne i dobre dla klienta. Może to być wspomniany eksperyment, praca z ciałem, psychodrama czy praca ze snem. Zatem w gabinecie może się dużo dziać. Nie zawsze sesje są statyczne.
– Sytuacja idealna: klient jest autentyczny, porzuca nakładaną poza gabinetem maskę. I tu rodzi się pytanie: na ile spontaniczny jest sam terapeuta? Czy Gestalt narzuca jakąś szczególną relację z klientem?
– Przede wszystkim Gestaltysta pracuje na relacji, co oznacza, że ma bliski realny kontakt ze swoim klientem. Nie chowa się za notatkami, nie jest też milczący i zdystansowany. Nacisk kładzie na autentyczne bycie z klientem. To nie jest spotkanie terapeuty z pacjentem, to jest spotkanie Ja-Ty. Ja jestem obecna, autentyczna, wraz ze swoimi emocjami, myślami. Gdy jestem na sesji, całkowicie poświęcam się spotkaniu w tym właśnie momencie. Otwarcie i szczerze komunikuję się z klientem. Kiedy uważam, że jest to dobre dla klienta, mówię o moich uczuciach i myślach z nim związanych. Spontanicznie reaguję na to, co robi klient. Dla mnie ważne jest też bycie spójnym. Gdy wychodzę z gabinetu, nie staję się kimś innym. Nadal jestem sobą i żyję zgodnie z zasadami, w które wierzę.
– Zakładam, że w Państwa branży niezwykle istotny jest pierwszy kontakt. Wymiana kilku zdań, podanie ręki. W ciągu kilku sekund wyrabiamy sobie opinię o danej osobie. Co zrobić w momencie, gdy terapeuta w jakiś sposób nas drażni i nie daje nam poczucia bezpieczeństwa? Wyobrażam sobie, że pojawia się dylemat: „skoro już tu trafiłam, to może zostanę”, „ nie chcę być nieuprzejma” etc.
– Oczywiście, może się tak zdarzyć. Ja, podobnie jak inni Gestaltyści, zawieram na początku terapii tzw. kontrakt z klientem i pytam się go czy, jego zdaniem, jestem właściwą osobą do tego, aby pracować z nim w terapii. Daję tym samym klientowi szansę powiedzenia o swoich wątpliwościach, dyskutuję z nim o tym. To bardzo oczyszcza sytuację i klient może świadomie podjąć decyzję, czego chce. Zdarza się jednak i tak, że klient nie powie mi o swoich wątpliwościach i wtedy zostają one w tle, aż w pewnym momencie staną się tematem sesji. Często pierwsze wrażenie to efekt tak zwanego przeniesienia, czyli projektowania na osobę cech, uczuć i myśli innej znanej nam osoby. Podam przykład. Klient przychodzi do terapeuty, patrzy na niego i ma wrażenie, że ten go ocenia, krytykuje i jest srogi. Następnie w trakcie pracy terapeutycznej dowiadujemy się, że miał bardzo krytyczną matkę. Przeniósł zatem na swojego terapeutę ten obraz. Zostając u danego terapeuty, klient ma możliwość popracować nad tym przeniesieniem, zobaczyć jak widzi matkę w oczach innych osób i może to być bardzo rozwojowe. Kiedy warto zmienić terapeutę? Gdy czujemy, że to naprawdę nie to. Kiedy nie potrafimy zaufać i się otworzyć, kiedy nie podoba nam się styl pracy terapeuty. Zawsze polecam, aby sprawdzić czy osoba, do której się wybieramy na terapię, jest psychoterapeutą, czy ma ważny certyfikat i czy stale się superwizuje. Nie bójmy się o to pytać. To są podstawowe informacje, które powinniśmy wiedzieć.
– Wiele osób oczekuje, iż terapeuta da im konkretne rady i podsunie gotowe rozwiązania problemów. Jak jest w rzeczywistości? Na ile klient musi samodzielnie pracować nad własnymi emocjami, potrzebami, problemami z przeszłości?
– Na szczęście terapeuta to nie osoba, która daje dobre rady. Mówię na szczęście, bo – wbrew pozorom – wcale nie tego klient potrzebuje. Dobre rady dają nam koleżanki, rodzice czy sąsiedzi. Często jesteśmy już nimi zmęczeni, a nadal nie wiemy, co robić. Zadaniem terapeuty jest pomóc klientowi uświadomić sobie, czego on sam chce. Co dla niego jest dobre, ważne. Czego on potrzebuje. Ja, jako terapeuta, naprawdę nie wiem lepiej, co jest ważne dla mojego klienta. To, co sama zrobiłabym w danej sytuacji, nie ma znaczenia, gdyż każdy z nas jest inny i ma inne potrzeby. Poza tym pracuję z klientem nad tym, aby nauczył się brać odpowiedzialność za siebie, swoje życie i swoje czyny. Jak więc miałabym mu mówić co ma robić? I jeszcze jeden ważny aspekt – przecież klient nie będzie przychodził do terapeuty do końca życia, gdy nie będzie wiedział, co robić. Terapia ma go nauczyć samodzielnie podejmować decyzje, aby mógł to robić w ciągu całego swojego życia, także bez terapeuty.
– Zdarzają się tzw. zadania domowe?
– Hmmm… Jak już mówiłam, Gestalt to twórcza metoda, więc pewnie może się tak zdarzyć, jednak nie jest to regułą. Z pewnością klient nie dostanie kartek z zadaniami do wykonania. Należy jednak pamiętać o tym, że terapia to proces. Nie kończy się z chwilą opuszczenia gabinetu. To, co dzieje się na sesji, pozostaje w kliencie. Jako terapeuci mówimy, że „to dalej pracuje”. Coś się nowego otworzyło, wyrażone zostały jakieś emocje czy potrzeby. Robi się przestrzeń na coś nowego. Człowiek jest w nieustającym procesie. Można by powiedzieć, że zadaniem domowym jest bycie świadomym tego, co się dzieje we mnie. Jeśli klient na sesji zrobił coś nowego – np. wspomnianego fikołka – może próbować go zrobić w życiu.
– Przeczytałam gdzieś, że twórca Gestaltu, Fritz Perls, zwracał uwagę na to, by uwzględniać własne ograniczenia. Prosił klientów o informacje zwrotne dotyczące jego pracy. To brzmi kontrowersyjnie.
– Jeśli w terapii Gestalt pracujemy nad autentycznym i realnym kontaktem, nie wyobrażam sobie, żeby nie rozmawiać o tym, co zachowanie terapeuty wywołuje w kliencie. Jeśli klient złości się na mnie, coś mu przeszkadza, rozmawiamy o tym. To, co jawne i otwarte buduje poczucie bezpieczeństwa. To, co pozostaje w tle, zaburza prawdziwe bycie. W tym sensie proszę klientów, że jeżeli kiedykolwiek coś ich zezłości czy też im się nie spodoba, żeby dali mi informację zwrotną. Uczę wszak moich klientów otwarcie wyrażać emocje. Ta zasada działa także w stosunku do mnie.
– Podobno do terapeutów pracujących w nurcie Gestalt trafiają także osoby dobrze radzące sobie z bieżącymi problemami i ogólnie zadowolone z życia. Chcą po prostu się rozwijać. Czy nie lepiej iść w takiej sytuacji na warsztaty?
– Gestalt nadaje się do rozwoju osobistego znakomicie i to zarówno w postaci terapii indywidualnej, terapii grupowej, jak i warsztatowo. Każda z tych form daje inną jakość. Warsztaty zwykle są tematyczne, terapia daje możliwość pracy nad każdym aspektem. Obecnie organizujemy w ośrodku cykl warsztatów rozwoju osobistego w nurcie Gestalt. Ma on zapoznać uczestników z podstawowymi założeniami tej metody, jednak – jak to jest w Gestalcie – poprzez doświadczenie. Będzie zatem dużo eksperymentów, pracy własnej i doświadczania. Teorii tylko tyle, ile jest konieczne. Bądź co bądź Gestalt to sztuka bycia.
http://www.dojrzewalnia.pl/endorfina/psychoinspiracje/zainspiruj_sie/zrob_fikolka_i_zyj_prawdziwiej.html