Z Dagmarą Danielczyk – Słomian, psychoterapeutą pracującą w nurcie Gestalt, o cechach wyróżniających tę metodę, specyfice relacji z klientem oraz byciu autentycznym rozmawia Monika Janiszewska.
– Gestalt staje się coraz popularniejszy w Polsce. Co go wyróżnia na tle pozostałych nurtów?
Gestalt to psychoterapia mieszcząca się w nurcie egzystencjalno-humanistycznym. Jednak wykracza on poza wąskie rozumienie psychoterapii. Gestalt to bowiem holistyczny sposób widzenia człowieka, to umiejętność nawiązywania kontaktu z ludźmi, to wreszcie sztuka życia. Co stoi za jego popularnością? Moim zdaniem uniwersalność tej metody. Jak powiedział twórca Gestalt, Fritz Perls, „moja metoda jest zbyt dobra, aby zatrzymać ją tylko dla ludzi chorych”. Gestalt nie jest skierowany tylko do osób chorych psychicznie czy nie radzących sobie w życiu. Jest adresowany do wszystkich, którzy chcą się rozwijać, żyć pełniej i prawdziwiej. Dąży do tego, aby ludzie uświadomili sobie swoje emocje, myśli czy też doznania cielesne. Odkryli potrzebę która za tym uczuciem stoi i poszukali drogi ku jej zaspokojeniu. Po to, aby wprowadzić zmiany w życiu, najpierw musimy być świadomi swojego aktualnego sposobu myślenia i odczuwania. A to wbrew pozorom nie jest oczywiste. Gestalt uczy nas najwięcej o nas samych, dzięki tej metodzie poznajemy swoje pragnienia, potrzeby, ale też swoje trudności. Ponadto Gestalt uczy prawdziwego kontaktu, uświadamia wewnętrzne mechanizmy, które często zmuszają do powtarzania starych wzorców zachowań. Dzięki terapii możemy zdemaskować nasze maski zakładane w społeczeństwie, uniki, lęki i zahamowania, po to, aby można było się spotkać prawdziwiej, zaspokoić swoje rzeczywiste potrzeby w kontaktach społecznych. Gestaltysta nie poprzestaje na wyjaśnieniu źródeł ludzkich trudności, lecz szuka z klientem nowych rozwiązań. Zawsze jednak zostawia klientowi odpowiedzialność za jego życie i jego decyzje. To otwiera drogę do wolnego, świadomego i odpowiedzialnego życia. Życia w „tu i teraz”.
– Życie w „tu i teraz”? Co to oznacza w praktyce? Mamy puścić w niepamięć zadry i urazy z przeszłości? To, że mama była bardzo krytyczna, a ojciec traktował nas jak powietrze?
Zasada ta mówi o tym, że nasze życie toczy się tutaj, w tym momencie i na tym się koncentrujemy w terapii. Nie żyjemy w naszym nieszczęśliwym dzieciństwie, ani w wymyślonej przez nas przyszłości. Nasze życie dzieje się teraz, właśnie w tej sekundzie, gdy tu siedzimy, pijemy kawę i rozmawiamy. Niestety częste wśród ludzi jest uciekanie od teraźniejszości, każdy ma swój sposób na to. Jedni chowają się przed rzeczywistością we wspomnieniach, inni natomiast w marzeniach o przyszłości. Celem terapii jest m.in. zatrzymanie człowieka w teraźniejszym momencie jego życia. Oczywiście praca nad „teraz” nie zabrania przywoływać wspomnień, obaw czy wyobrażeń. Stają się one jednak treścią sesji pod warunkiem, że pojawiają się spontanicznie u klienta. A zatem są one aktualne w danym czasie, stają się jego przeżyciem. Jeśli z jakichś powodów ważne jest dla klienta to, co było lub co będzie staje się to wtedy tematem sesji. Trwa to dopóty, dopóki służy do rozwoju człowieka, a nie utrzymuje go w stanie stagnacji.
– W opisie Gestaltu często czytamy, że terapeuta ma być „autentyczny”. Autentyczny to znaczy jaki?
– Autentyczny oznaczy, że ma być taki jaki jest, być sobą. Paradoksalnie to jest najtrudniejsze zarówno w życiu, jak i w gabinecie. Aby nie nakładać masek, pokazać się takim, jakim się jest naprawdę. Z różnych powodów lękamy się pokazać prawdziwego siebie. Zwykle mamy złe doświadczenia, jakieś zranienia z przeszłości. Na przykład, gdy pokazaliśmy kawałek siebie, swoich potrzeb i pragnień, zostaliśmy wyśmiani, wyzwani, wyszydzeni. Wtedy zaczynamy udawać. Terapeuci mogą mieć pokusę do pokazywania siebie jako wszechwiedzących ekspertów, a przecież każdy z nas jest tylko człowiekiem. Też mamy swoje zasoby i ograniczenia. Coś nam się udaje, a coś nie. Za nami własne terapie, setki szkoleń i warsztatów, ale nadal jesteśmy tylko ludźmi. Zatem nie udaję przed swoimi klientami, że wiem wszystko. Ponadto jako Gestaltystka pracuję na relacji, co oznacza, że mam bliski realny kontakt ze swoim klientem. Kładę w nim nacisk na autentyczne bycie z nim. To nie jest spotkanie terapeuty z pacjentem, to jest spotkanie Ja-Ty. Ja jestem obecna, autentyczna, wraz ze swoimi emocjami i myślami. Gdy jestem na sesji całkowicie poświęcam się spotkaniu. Otwarcie i szczerze komunikuję się z klientem. Gdy jest to dobre dla klienta, mówię również o moich uczuciach, myślach związanych z nim. Spontanicznie reaguję na to, co robi klient. Przyznaję mu prawo do odczuwania mnie i naszej relacji na jego własny sposób. Dla mnie ważne jest też bycie spójnym. Klient musi odczuwać, że terapeuta jest spójny w tym co robi, co mówi i jakie daje sygnały pozawerbalne. Jedynie wówczas, gdy wniesie do relacji swoją własną, autentyczną realność, druga osoba może z powodzeniem starać się odkryć własną rzeczywistość. Ponadto gdy wychodzę z gabinetu, nie staję się kimś innym. Nadal jestem sobą i żyję zgodnie z zasadami, w które wierzę, i o których mówię swoim klientom.
– Z tego co Pani mówi wynika, że relacja terapeutyczna w Gestalcie jest w jakiś sposób wyjątkowa. Co ją wyróżnia?
– Skoro mówimy o tym, że jednym z czynników leczących w psychoterapii jest relacja terapeutyczna, musi być ona wyjątkowa. Można ją scharakteryzować poprzez trzy pojęcia: aktywną i empatyczną postawę terapeuty, jego bezwarunkowe pozytywne nastawienie do klienta oraz autentyczność. Ponieważ o autentyczności już rozmawiałyśmy, przybliżę dwie pozostałe cechy. Terapeuta ma za zadanie aktywnie słuchać swojego klienta, co nie oznacza kiwania głową, gdy ten mówi, lecz prawdziwe zaangażowanie. Niezmiernie ważne jest współbrzmienie czy też empatia. Chodzi o dostrojenie się emocjonalne do klienta. Przykładowo, gdy klientka opowiada coś ze smutkiem i jest rozżalona, mówię do niej cicho i spokojnie, z dużym wyczuciem i zrozumieniem. Gdy natomiast klient jest rozzłoszczony, ja również przekazuję mu większą energię, mój ton głosu jest inny. Empatyczne bycie z klientem jest trudne, wymaga ode mnie zawieszenia własnych myśli, ocen i interpretacji po to, aby przyjąć klienta, takim jaki jest. Nie mogę nakładać własnych znaczeń na to, co mówi klient, lecz sprawdzam, co dana rzecz oznacza dla mojego klienta. Ponadto takie autentyczne bycie zakłada poruszenie również moich emocji. Drugi aspekt to pozytywne nastawienie do klienta. To znów wyzwanie, aby odrzucić swoje schematy, oceny i przyjąć osobę taką, jaką ona jest, jaką mi się pokazuje w gabinecie. Bywa to trudne, szczególnie wtedy gdy klient złości się na mnie, neguje nasz kontakt lub jest złośliwy. To, co pomaga mi w takim momencie, to zrozumienie dlaczego on tak się zachowuje. Na przykład jakie jego doświadczenia nakazują mu niszczyć bliskie relacje. Staram się rozumieć zachowanie klienta szerzej, pamiętać o zjawisku przeniesienia i nie odbierać wszystkiego osobiście.
– Zdarza się, że nie jest Pani w stanie prowadzić terapii dla konkretnej osoby ze względu na jej zachowanie podczas sesji czy też czyny, jakich dopuszcza się poza gabinetem?
– Oczywiście. Jak już wspomniałam, terapeuta to też człowiek. Zdarza się, choć rzadko, że trafia do mnie klient, z którym z jakichś własnych powodów nie jestem w stanie pracować. Są osoby, względem których nie jestem w stanie przyjąć takiej postawy, aby ta relacja była lecząca dla nich. Przykładowo może to być osoba, która w swoim życiu godzi tak bardzo w mój system wartości, że nie jestem w stanie tego zaakceptować. Wtedy informuję klienta, że ze względu na swoje ograniczenia nie jestem w stanie z nim pracować i polecam mu innych terapeutów, przekazuję informacje, gdzie może się udać. Jednak dzieje się niezmiernie rzadko. Do tej pory zdarzyło mi się to raz.
– Wśród cech charakteryzujących Gestalt pojawia się i taka: „oddanie 50 procent kontroli nad przebiegiem terapii klientowi”. Co to właściwie oznacza?
– Podejrzewam, że autorowi tego zdania chodziło o odpowiedzialność. Gdyż terapeuta Gestalt pracuje w taki sposób, aby uczyć swojego klienta odpowiedzialności za swoje życie, decyzje oraz terapię. Stosunkowo często trafiają do gabinetu klienci, którzy oczekują ode mnie – mniej lub bardziej świadomie – że rozwiążę ich problem, powiem im co zrobić lub też zabiorę ich objawy. To takie podejście jak wtedy, gdy idziemy do lekarza z zapaleniem gardła po antybiotyk. Ja nie dysponuję antybiotykami, mogę za to pomóc klientowi, aby przy mojej pomocy sam poradził sobie ze swoimi trudnościami. Zatem nie biorę na siebie całego ciężaru terapii. Jej powodzenie lub nie zależy również od zaangażowania klienta. Przejawia się to między innymi tym, że zwykle zaczynam sesje pytaniem otwartym w stylu: z czym dzisiaj jesteś?, jak się dzisiaj masz? lub czego potrzebujesz dla siebie dzisiaj? Nigdy nie zaczynam sesji od narzucenia, o czym będziemy rozmawiać. Nie wiem lepiej od klienta, co w danym momencie jest dla niego ważne, czym się chce ze mną podzielić. Po stronie klienta w dużej części jest odpowiedzialność za treść, jaką wniesie na sesję. Oczywiście jeśli klient z różnych swoich powodów nie pracuje na sesji, mówi o rzeczach nieważnych czy też unika zajęcia się problemem, pokazuję mu to, nazywam i pytam, czy tego naprawdę chce. Mówi się, że terapia Gestalt to podążanie za klientem. I często jest to prawda. Chyba że widzę, że mój klient idzie w destrukcyjną stronę. Terapeuta odpowiada za to, żeby to co się odbywa w gabinecie było profesjonalną terapią. A to, co klient z tym zrobi, jest odpowiedzialnością klienta.
– Jeśli klient na świadomość problemu to znaczy, że już go kontroluje?
– Jeśli coś sobie uświadamiamy, jesteśmy w stanie to kontrolować. Z kolei to, czego sobie nie uświadamiamy, kontroluje nas. Czasem samo uświadomienie jest wystarczające, innym razem konieczne jest głębsze przepracowanie problemu. Zwykle natomiast u podłoża problemu leży brak świadomości. Można nie być świadomym swoich uczuć, potrzeb, granic, gier, w które gramy czy mechanizmów, które nami rządzą. Wtedy często reagujemy odruchowo, schematycznie i w tym sensie to nas kontroluje. Nie podejmujemy decyzji, jak się chcemy zachować, tylko działamy schematami. Kiedy natomiast jesteśmy świadomi tego co jest, możemy zadecydować, co zamierzamy z tym zrobić i następnie zrobić to. I na tym polega wolność.
– Jak wygląda typowa sesja w gabinecie Gestaltysty? To bardziej monolog czy dialog?
– Jak już mówiłam, Gestaltysta pozostaje zawsze w kontakcie ze swoim klientem. Nie tylko uważnie go słucha, lecz również odpowiada, żywo reaguje. To zdecydowanie dialog, nie monolog. Terapeuta nie wie lepiej, czego chce klient. On pomaga zrozumieć klientowi jego potrzeby, towarzyszy mu w drodze poszukiwania siebie. Poza tym terapeuta Gestalt ma cały szereg twórczych technik, z których korzysta, gdy jest to potrzebne i dobre dla klienta. Są one naturalnym dopełnieniem relacji, którą stworzył z klientem. Może to być eksperyment, praca z ciałem, psychodrama czy praca ze snem. Zatem w gabinecie może się dużo dziać. Nie zawsze sesje są statyczne. Wizja sesji terapeutycznych, którą niektórzy znają z filmów – kozetka i milczący terapeuta – to z pewnością nie sesje gestaltowskie. Chcę jednak zaznaczyć, że dla mnie techniki to sprawa drugoplanowa. Korzystam z nich tylko wtedy, gdy więź z klientem jest już stabilna. Gdy proponuję eksperyment, robię to na podstawie oceny stopnia, w jakim klient jest na niego gotowy, czy będzie w stanie przyjąć i zasymilować to, co wypłynie z tego doświadczenia. Zatem zawsze na pierwszym miejscu jest człowiek, a nie metoda.
– Wspomniała Pani o pracy ze snem. Na czym ona polega?
– Istnieje kilka technik pracy ze snem w terapii, jednak założenie zwykle jest podobne. Przyjmujemy, że w śnie, a szczególnie w śnie pełnym emocji lub powtarzającym się, nasza podświadomość próbuje poradzić sobie ze sprawami z naszego życia, pewnymi trudnościami. W pewnym sensie na symbolicznym bardzo poziomie to kontynuacja naszym myśli, pragnień czy też potrzeb. Czasem chodzi o coś co nazywamy w Gestalcie domykaniem figur czyli prościej mówiąc zamykaniem spraw. Na przykład gdy śnimy o uciekaniu, w różnych konfiguracjach i miejscach, chodzi o sam aspekt ciągłej ucieczki, może to świadczyć o jakiejś potrzebie, której nie realizujemy w życiu, o jakimś lęku. Na sny patrzy się w bardzo symboliczny sposób. Zaznaczę jednak od razu, że w Gestalcie nie mamy senników. Nie ma prostych reguł typu: sen o zębach oznacza zbliżającą się chorobę. Sny są indywidualne, a zatem ich znaczenie należy rozpatrywać też bardzo indywidualnie. Głównym celem pracy ze snem w Gestalcie jest poszerzenie świadomości. Klient poprzez jedną z technik pracy ze snem ma odkryć jakąś swoją nieuświadomioną potrzebę, uczucie lub zobaczyć pozycję życiową, w jakiej się znajduje.
– Czy można powiedzieć, że nurt Gestalt sprawdza się bardziej w konkretnych problemach czy zaburzeniach, a w innych mniej?
– Nie znam żadnych wyników badań, które by rzetelnie pokazywały skuteczność Gestaltu w różnych zaburzeniach. Mogę mówić jedynie o swoim doświadczeniu i wiedzy, jaką posiadam. W zasadzie Gestalt nie ma ograniczeń, jeśli chodzi o typ zaburzeń. Są pewne różnice w pracy z klientem, który chce własnego rozwoju, a przykładowo klientem z psychozą, jednak Gestalt sprawdza się w szerokim spektrum problemów. Nie wszyscy Gestaltyści podejmują się pracy z uzależnieniami. Nie wszyscy też z klientem w aktywnej fazie psychozy, jednak są to raczej ograniczenia osobiste, niż fakt, że Gestalt się do tego nie nadaje.
– Ile trwa przeciętnie terapia?
– Generalnie terapia Gestalt jest psychoterapią długoterminową. Jednak zacznę od tego, jak się zaczyna. Na początku terapii bowiem zawieram tzw. kontrakt z klientem, czyli pewnego rodzaju umowę na pracę z osobą, która przychodzi. W zależności od tego, na co się umówimy, tak długo pracujemy. Zdarzają się terapie krótkoterminowe, kiedy osoba potrzebuje wsparcia w trudnej sytuacji życiowej (np. jest po wypadku), a nie głębokiej terapii osobistej. Wtedy może to trwać np. miesiąc, trzy miesiące. To jest zawsze decyzja klienta. Jeżeli natomiast przychodzi ktoś z problemem: „boję się spotykać z ludźmi”, to za moment zbliżania się do końca terapii mogę przyjąć chwilę, gdy dana osoba będzie miała poczucie, że teraz nawiązuje już znajomości bez lęku. Często jednak zdarza się tak, że w momencie, kiedy poszerza się świadomość klienta, wyłaniają się nowe sprawy, którymi może on chcieć się zająć. Ile to zwykle trwa? Zwykle od roku do trzech, w szczególnych przypadkach czterech – pięciu lat. Czas zakończenia terapii zwykle czuje zarówno klient, jak i terapeuta. Decyzja zawsze jednak należy do klienta. Ja mogę jedynie podzielić się tym, że też mam poczucie, że to, z czym do mnie przyszedł, zostało rozwiązane.
– Przy dwu, trzy-letniej terapii wytwarza się zapewne pewnego rodzaju zażyłość z klientem. Załóżmy, że jest to osoba niezwykle sympatyczna, o podobnych do terapeuty zainteresowaniach. Czy w ogóle w grę wchodzi nawiązanie przyjacielskiej relacji np. po upływie pewnego czasu od zakończenia terapii?
– Kodeks etyczny Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Gestalt mówi, że terapeuta bierze pełną odpowiedzialność za swoje relacje z byłymi klientami. Zatem nie jest wskazane nawiązywanie przyjacielskich, miłosnych, zawodowych czy innych relacji z byłymi klientami, głównie ze względu na nierówność relacji. Jako terapeuta wiem o swoim kliencie bardzo dużo. Nie wyobrażam sobie oddzielenia tej wiedzy i wejście w „zwykłą znajomość”. W niektórych kodeksach mówi się o terminie 2 lat po zakończeniu terapii, jako o czasie, który musi minąć, aby móc mieć ponowne relacje z byłym klientem. Myślę, że jest to spraw indywidualna. Należy jednak zachować niezwykłą ostrożność. Pokusa jest duża, gdyż do swoich klientów czasem mam dużą sympatii i wydaje mi się, że gdybyśmy spotkali się w innym miejscu i w innej relacji, być może zaprzyjaźnilibyśmy się. Jednak praca terapeuty zobowiązuje i ogranicza w tym względzie. Osobiście nie zdarzyło mi się jeszcze nawiązanie relacji z kimś po zakończonej terapii.
Wywiad został opublikowany tutaj: